Ktoś ważny nas okłamał?

Jak premier Morawiecki zniszczył polską piłkę

Co kojarzy się nam ostatnio z polską piłką? Z racji na przerwę reprezentacyjną spowodowaną Mundialem - reprezentacja, o której bardzo jeszcze miejscami głośno, bo:

1. wyszli z grupy w słabym stylu i

2. chcieli wziąć za to dodatkowe premie od... i tu już pojawia się, dziwnym trafem, nie nazwisko naszego (ciągle jeszcze) selekcjonera Michniewicza czy jakiegoś piłkarza, ale, tak, Mateusza Morawieckiego.

Dlaczego twierdzę, że Morawiecki zniszczył polską piłkę? Bo nadal tak twierdzę. To nie tylko chwytliwy tytuł wpisu, choć niestety też. Jestem w tym momencie (kiedy generalnie, jak to się mówi, kurz opadł, przynajmniej ten główny, zawsze możemy jednak jeszcze usłyszeć o jakimś nowym wątku) jeszcze negatywnie pobudzony i winny jest polski premier, który, chcąc rozdać niegospodarnie publiczne co najmniej 30 milionów złotych w tak ciężkich dla nas wszystkich czasach naraził wszystkich nas na takie "pobudzenie".

Polska piłka, przynajmniej w ostatnich latach, nie raz zmagała się z jakimiś "aferami". Przychodzi mi do głowy afera alkoholowa (zarówno kilku piłkarzy, jak i jednego z głównych wtedy działacz) czy słaby styl, a właściwie jego brak, za czasów Jerzego Brzęczka. Choć tam częściej używanym stwierdzeniem było może coś w stylu "brak pomysłu i rozwoju reprezentacji". To wszystko były jednak rzeczy wywołane wyłącznie przez środowisko piłkarskie, nie premiera, który, przypomnijmy, w tym samym, ciężkim czasie, nie jest cały czas w stanie (na szczęście, i tu śmiech przez łzy, jeszcze dużo krócej niż czekaliśmy na wyjście z grupy na mistrzostwach świata, przypomnijmy - 36 lat) załatwić nam pieniędzy z unijnego Krajowego Planu Odbudowy.

Wiele osób zajmujących się piłką nożną w naszym kraju rozkłada cały czas tą tzw. "aferę premiową" na czynniki pierwsze, liczy, kto się wypowiedział, a kto nie, albo czy dana wypowiedź danego gracza była fair, czy nie. I generalnie chwała im za to.

Zaś brak chwały, totalne przeciwieństwo, dla Prezesa Rady Ministrów. Zamiast o stylu (jakimkolwiek byśmy go nie nazwali, ale właśnie już raczej nie nazywamy i go nie analizujemy, choć na reprezentację czas poświęcamy) rozmawiamy teraz przez niego o tych pieniądzach i zachowaniach przeróżnych osób z naszego reprezentacyjnego świata w związku z nimi. Zamiast o tym, czy ten styl i pomysł na reprezentację powinny przedłużyć kadencję Michniewicza, dyskutujemy o Michniewiczowskiej odprawie... premiowej. I zgadzam się, że od Lewandowskiego, Krychowiaka i spółki powinniśmy wymagać po prostu mądrości. By wiedzieli, co zresztą podobno miało miejsce, że z samego tego pomysłu może być po prostu niezłe szambo i co w związku z tym zrobić. By to potencjalne w jakiś przynajmniej sposób jeszcze wtedy, na początku, przed wylotem do Kataru, szambo nie rozwaliło nam kadry i atmosfery wokół niej. Mają oni swoje lata, umieją dbać o swój wizerunek. Ale nie zapominajmy, że tym bardziej powinniśmy wymagać od Morawieckiego. Od niego z kolei nie wymagam biegania po żadnym boisku, co notabene w wypadku polskiego premiera może mieć miejsce. Wstyd, panie Morawiecki, a przeprosin nie słyszałem i, niech się pan nie obrazi, ale nie spodziewam się ich jakoś po Pani, niestety.

Na nieszczęście premiera, całego jego otoczenia, piłkarzy i w końcu przecież też nas samych, o pieniądzach, a w szczególności tak dużej publicznej kasie, rozmawiać możemy chcieć dużo dłużej, niż o stylu gry.

Żeby nie być gołosłownym nie wymagać niemożliwego lub bezsensownego, premier zachował się, jak się zachował, co zaś mogli zrobić z tym piłkarze (i nie zrobili)? Mogli powiedzieć publicznie o sytuacji (filmik z fragmentem rozmowy to co najwyżej, nazwijmy to, półpubliczna sprawa). Mogli wyjść do kamer, one spokojnie wyszłyby raczej do nich, powiedzieć o propozycji i że z całym szacunkiem dla premiera, ale nie chcąc żadnych narodowych kwasów, skupiają się na rywalizacji z najlepszymi na świecie i z góry za wspomnianą premię dziękują. Pewnie, że z perspektywy czasu, którego nie cofnę, ale dla mnie to by było po prostu wyjście z tej sytuacji.

Morawiecki chciał chyba po prostu łatwo i przyjemnie przypodobać się zdecydowanej większości, zdecydowanie większej niż ta Prawa i Sprawiedliwości, Polaków kibicującej naszym. W związku z tym złe tego wykonanie mogłoby mu równie mocno zaszkodzić, czyli zaszkodzić nawet u przynajmniej części dotychczasowych zwolenników, ale ten spektakl rozmywa się też, na jego szczęście, na na przykład piłkarzy. A w roli głównej występuje tu wina.


#morawiecki #michniewicz #po Katarze

Komentarze